|
Bordoże Forum Świat Dogue de Bordeaux i innych molosów
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hera
Bordomaniak z sercem
Dołączył: 11 Cze 2005
Posty: 2914
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 20:47, 31 Paź 2005 Temat postu: |
|
|
Kurcze. Może znacie , macie kogoś znajomego co zechce zabrać sunie ze schroniska i pokaże udowodni P. Wahl dobre warunki dla psiaka .
Waldek. P. Wahl widocznie ma coś wspólnego z charakterem P. las Villas , ale pisanie , pisanie nic tu suni nie pomoże .
Chyba są jeszcze ludzie ludzie którzy pragną mieć BX pod swoim dachem .
Dorosły nie jest zagrożeniem dla NIKOGO . A miłości od siebie potrafią dać bardzo , bardzo dużo .
Pozdrawiam i trzymam kciuki za sunię i psiaka przebywającego w schronisku od. VIII br.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Waldek
Hiper Bordomaniak
Dołączył: 01 Cze 2005
Posty: 1079
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Lubaczów
|
Wysłany: Pon 22:35, 31 Paź 2005 Temat postu: |
|
|
Masz rację Ula, pisanie nic nie da.
Wierz mi, gdybym miał warunki, ta sunia byłaby już u mnie.
Serce mi się kraje, rozpowiadam znajomym, narazie bez efektu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LejDusia
Administrator
Dołączył: 01 Cze 2005
Posty: 1701
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 11:51, 16 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
Podobno sunia ma juz domek .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hera
Bordomaniak z sercem
Dołączył: 11 Cze 2005
Posty: 2914
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Śro 11:56, 16 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
LejDusia skąd masz taką informację ? Jeżeli jest prawdziwa to sama radość .
Teraz trzymać kciuki na następne DDB do oddania .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LejDusia
Administrator
Dołączył: 01 Cze 2005
Posty: 1701
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 12:03, 16 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
Taka informacje mam od osoby, ktora udziela sie na forum o Molosach i jest bezposrednio zainteresowana dzialalnoscia schroniska.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hera
Bordomaniak z sercem
Dołączył: 11 Cze 2005
Posty: 2914
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Śro 12:24, 16 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
No to tylko trzymać kciuki żeby sunieczka szybko się zadomowiła .
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LejDusia
Administrator
Dołączył: 01 Cze 2005
Posty: 1701
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 14:19, 16 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
Pewnie, niech chociaz ona znajdzie dobry domek...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LejDusia
Administrator
Dołączył: 01 Cze 2005
Posty: 1701
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Nie 10:21, 20 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
Sunia znalazła dom, temat zamykam. Wkrótce zostanie usunięty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PAWEŁ
Zaufany Bordomaniak
Dołączył: 19 Wrz 2005
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 13:32, 21 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
Czemu piesek jest znowu do adopcji?.....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
edycia274
Dołączył: 17 Lis 2005
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 17:57, 21 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
Nic nie wiem, dostalam maila ze jest znow do adopcji, przede mna byly chyab 3 lub 2 osoby chetne, teraz mi pisza z e mam dzwonic, dzwoni i nic , nikt nie odbiera, to jakies chore !!!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hera
Bordomaniak z sercem
Dołączył: 11 Cze 2005
Posty: 2914
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 20:46, 21 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
edycja 274 nie odpuszczaj . . Miej cierpliwość . Być może od Ciebie zależy dalszy los suni .
Pozdrawiam .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LejDusia
Administrator
Dołączył: 01 Cze 2005
Posty: 1701
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pon 20:54, 21 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
Temat odblokowany. Chyba pospieszylam sie z zamknieciem ;(. Biedna sunia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LejDusia
Administrator
Dołączył: 01 Cze 2005
Posty: 1701
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 12:28, 22 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
Dostałam ten tekst na maila. Tylko utwierdziło mnie to, że szybko trzeba umieścić Belle w nowym domu. Przeczytajcie.
Cytat: | Malarka Bożena Wahl (72 l.) miała wszystko: sławę, pieniądze, wygodne życie. Ale 13 lat temu wyrzekła się luksusów, założyła przytulisko dla psów i poświęciła się im. Teraz zwierząt jest za dużo. Grozi im powolna śmierć głodowa.
Moje zwierzęta głodują. Poniosłam klęskę - wyznaje Bożena Wahl. Szczerze odkrywa bolesną prawdę o swoim schronisku.
Została sama z górą problemów. Nie pomaga jej Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Prywatnych sponsorów też jak na lekarstwo.
- Za gehennę moich zwierząt oskarżam siebie, bo przyłożyłam rękę do stworzenia sielankowego obrazu mojego schroniska. Oskarżam też tych, którzy twierdzą, że zajmują się opieką nad zwierzętami, a tak naprawdę nic nie robią - mówi Bożena Wahl. - O schronisku pisano piękne artykuły, kręcono filmy. Że psy na kanapach się wylegują, tak dobrze mają. I ludziom podobał się ten psi raj.
Dorobiła się 500 psów.
Pomagali jej, ale jeszcze chętniej podrzucali jej niechciane zwierzęta. Myśleli, że lepiej oddać psa do pani Bożeny na kanapę niż do schroniska na warszawskim Paluchu, gdzie zwierzaki żyją w klatkach. Dzięki Bożenie Wahl uspokajali sumienia.
- Przywozili i ciągle przywożą... Aż dorobiłam się 500 psów! Za dużo i dlatego moje schronisko znalazło się na skraju przepaści. Codziennie zadręczam się, czy będę miała czym nakarmić psy - mówi pani Bożena.
Jej ogrodzone siatką gospodarstwo koło Rawy Mazowieckiej słychać z daleka. Wita nas ogłuszające szczekanie i tumany kurzu wzniecone przez czworonożną hałastrę. Na podwórzu, przy siermiężnych budynkach, morze merdających ogonów. Małe, średnie i wielkie psy. Młode, stare, ślepe, kulejące, skołtunione. Najwięcej kundli, ale i rasowych nie brakuje.
W piętrowym budynku, zamieszkiwanym przez Bożenę Wahl, wszędzie psy. Chodzą, leżą na starych wersalkach, tapczanach, fotelach, derkach.
Smród. Koce, choć na okrągło prane, przesiąkły zapachem czworonogów. Pracownicy schroniska otwierają wszystkie okna.
Podrzucają
Zanim Bożena Wahl 13 lat temu przeprowadziła się pod Rawę, mieszkała na warszawskiej Starówce. Sąsiedzi byli niezadowoleni, bo w pracowni trzymała kilkadziesiąt kotów i psów, podrzuconych jej na klatkę schodową. Wyrzuconych przez swoich właścicieli, niechcianych. Nie potrafiła przejść koło nich obojętnie, litowała się. W końcu musiała wynieść się z Warszawy. - Alicja, moja siostra bliźniaczka, kupiła mi 8 hektarów pod Rawą. Przeniosłam się ze zwierzętami - informuje.
Skromna sypialnia na piętrze. Na dużym łożu Bożeny Wahl kilkanaście niedużych psiaków. Żeby rozmawiać, trzeba je co chwila uciszać.
- Założyłam fundację i przez pierwsze dwa lata, dopóki psów było 150-200, dawałam sobie radę - mówi Bożena Wahl.
Ale niechcianych, odrzuconych przez innych zwierząt ciągle przybywało.
- Podjeżdżają samochodami i wyrzucają psy. Albo przywiązują do drzewa czy płotu - opowiada.
Przygarniała psy, karmiła, leczyła, oswajała, żeby po szoku doszły do siebie i uwierzyły, że nikt ich nie skrzywdzi. I choć już nie chce nowych zwierząt, bo schronisko nie jest z gumy, obcy ludzie cały czas na siłę uszczęśliwiają ją kolejnymi psami. - W tym tygodniu już siedem mi podrzucono - denerwuje się. Pokazuje dwa świeże nabytki: czarne, przerażone kundelki. Najchętniej przebywają w jej sypialni. - Nikt mnie nie pyta, czy jest miejsce na kolejnego psa - żali się. - Czy ja mam siły, zdrowie i środki, by się nim zająć... Ale wiedzą, że nie skażę go na śmierć, przygarnę.
Nie mów prawdy
W domu Bożeny Wahl mieszka około 150 psów, na wybiegach ponad 350.
Zwierzęta na okrągło wymagają opieki. W nocy też muszą czuć obecność właściciela, inaczej zaprowadzą własne rządy. Bo wszystkie żyją na wolności, nie w boksach, jak w innych schroniskach.
- Wszystkie są wykastrowane i wysterylizowane, inaczej nie dałabym rady zapanować nad nimi - tłumaczy Wahl.
Żeby je nakarmić, zapewnić właściwą opiekę, potrzeba sporych nakładów. Miesięcznie 25 tys. zł: jedzenie, gaz, prąd, pensje (i tak minimalne) dla 7 pracowników. Bez ich pomocy Bożena Wahl nie dałaby rady. Kilka razy dziennie trzeba uprzątnąć podwórka, bo błyskawicznie robi się szaro od odchodów.
Od kilku lat Bożena Wahl z trudem wiąże koniec z końcem, ale nie skarżyła się.
- Powiesz prawdę, to ludzie przestaną ci pomagać. Będą mówić, że nie umiesz prowadzić schroniska - ostrzegali znajomi, kiedy świerzbił ją język.
- Powstrzymywałam się. Nie miałam odwagi przyznać się do porażki - wzdycha.
Za każdym razem, kiedy głód zagrażał jej schronisku, siadała do telefonu. Wydzwaniała gdzie się dało, żebrała o pomoc.
Zaczęła malować portrety psów i kotów i sprzedawać je po obniżonej cenie.
- To była następna klęska! - opowiada o aukcjach i wernisażach, które niedawno miała. Na wernisaż stawiła się cała elita kulturalna, znani posłowie. Głośno obiecywali jej pomoc, opowiadali o miłości do zwierząt. - Jedynie dwa obrazy kupiła moja dentystka z Rawy. Byłam zszokowana - mówi Wahl.
Na aukcję przyszła kupa artystów. - Śpiewali, tańczyli, bawili się, a ja siedziałam zmartwiała jak trup, bo nie sprzedałam ani jednej pracy. Do skrzynki wrzucili mi 180 zł. Moje środowisko nie pomaga mi - mówi. - Znam wszystkich, którzy mogliby mi pomóc, a nie pomagają.
Łapki najtańsze
Kiedy przed laty wyjechała pod Rawę, mieszkańcy okolicznych wsi uznali, że jest wariatką. Zamiast siedzieć w mieście, zachciało się jej psy niańczyć! Teraz czuje też niechęć swojego środowiska.
- Ci, którzy ze mnie szydzą, nie rozumieją, że można żyć nie tylko dla siebie. To mój wybór. Dlatego to, co inni o mnie myślą, nie martwi mnie. Ale... czasem, gdy przygniatają mnie problemy dnia codziennego, wpadam w panikę - wyznaje.
Właśnie pracownicy schroniska w asyście głodnych psów wnoszą do pokoju plastikowe skrzynki z gotowanymi kurzymi łapkami. Bożena Wahl zaczyna wydzielać jedzenie.
- To rarytas - mówi o kurzych łapkach. Zwykle jedzą surowe, bo nie mam pieniędzy na węgiel - tłumaczy. - Na nic innego, poza najtańszymi (10 groszy za kilogram) łapkami, jej nie stać.
- Moje psy głodują. Wydzielam im po 3 łapki kurze, czasem po parę ziarenek karmy, którą ktoś z litości przywiezie - opowiada.
Zdarza się, że ktoś podaruje trochę starego makaronu, kilka puszek karmy. Przy takiej ilości psów to kropla w morzu potrzeb.
- Patrzę w oczy moich wygłodniałych psów i serce mnie boli z żalu i bezradności - skarży się znana malarka.
- Wierzyłam, że podołam, kiedy na fundację przychodziło miesięcznie 15-18 tys. Potem 10 tys., 3 tys... Systematycznie coraz mniej. Teraz, gdy psów jest tak dużo i ciągle ich przybywa, sytuacja stała się tragiczna. Zimą nie miałam na węgiel. Ledwo przetrwałam... Za gehennę moich zwierząt oskarżam siebie, bo przyłożyłam rękę do stworzenia sielankowego obrazu ich życia. Oskarżam też tych, którzy twierdzą, że zajmują się opieką nad zwierzętami, a tak naprawdę nic nie robią.
Koniec udawania
Dlatego postanowiła: koniec udawania, że jest dobrze! Nie mówiąc prawdy, sama sobie zaszkodziła. Zaplątała się w sieć, którą sama sobie uplotła.
- Na całym świecie schronisko oznacza opiekę, schronienie, a u nas, w Polsce, śmierć prawie - podkreśla. - Przyłożyłam rękę do tego, że społeczeństwo nie zna całej prawdy - mówi.
Nie skąpi też pełnych goryczy słów pod adresem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Całe to środowisko rzekomo zajmujące się opieką nad zwierzętami nawet nie wie, co się dzieje w schroniskach. Żadna z organizacji - TOZ czy Animalsi - nie ma inspektorów, którzy wizytowaliby schroniska. Nie pomaga też tym, które są. Raz od TOZ-u dostałam 400 zł pomocy. I już nigdy więcej. Nawet nie zainteresowali się, jaka jest u mnie sytuacja. Oni powinni się mną chwalić, bo wydaję wszystko, co posiadam, na opiekę nad zwierzętami - oskarża malarka.
Uważa, że rację bytu mają małe schroniska, na najwyżej 50-60 psów, mieszkających w specjalnych zabudowaniach z wybiegami. Bez problemów mogłyby się utrzymać. Tak jest na Zachodzie.
Patrzę w psie oczy
Czasami Bożena Wahl ma dosyć tej armii merdających ogonów, tego ciągłego szczekania. Czuje się osaczona. - Ale wystarczy, że spojrzę w pełne miłości psie oczy i zły nastrój zaraz przechodzi. Żaden mężczyzna nie dał mi tyle szczęścia, co one mi dały - mówi o podopiecznych. Uważa, że to dzięki nim jest fenomenem zdrowia. Liczne kiedyś choroby minęły, kiedy poświęciła się zwierzętom. Codziennie wstaje o 6 rano, kładzie się o 22. A z nią dwadzieścia kilka psów.
- Widocznie mam zdrowie, by jeszcze służyć zwierzętom. I nadal chcę prowadzić schronisko, ale potrzebuję wsparcia. Do jesieni dotrwam cudem. Ale co potem?!...
autor: MAŁGORZATA JANCZEWSKA, LESZEK MISIAK
--------------------------------------------------------------------------------
Psia Matka Boska
Bożena Wahl pamięta dzień, kiedy jako 22-letnia studentka ASP zobaczyła, że naprzeciw niej idzie stara, ubrana w łachmany kobieta otoczona sforą kilkudziesięciu psów. Próbowała się dowiedzieć, kim ona jest, jakoś jej pomóc. Nie udało się. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że na ulicy Foksal spotkała siebie.
Przez jej dom pod Rawą Mazowiecką przechodzi się jak przez falujące, rozszczekane morze. Na podwórzu, na schodach, w pokojach, w których jedynymi meblami są stare tapczany służące za legowiska – wszędzie psy. Czterysta pięćdziesiąt psów; trójnogich, bezokich, poranionych, starych, niechcianych; kundli mazowieckiej urody i rasowych, wymienionych przez właścicieli na modniejszy model. Gdy pojawia się Bożena, fale merdających ogonów wzbierają i skupiają się wokół niej. Idzie przez dom otoczona sforą jak psia Matka Boska.
Kiedyś, dawno temu, mieszkała na Starówce w pięknie urządzonej pracowni. Miała jamnika szorstkowłosego nazywanego Dziadkiem Piłsudskim. Ludzie przecież miewają psy. Któregoś dnia jej mąż wyjrzał przez okno i powiedział:
– Zobacz, jakie śliczne kotki biegają po podwórzu. Wyszła je nakarmić.
Podeszła do niej sąsiadka i mówi:
– A wie pani, że w tamtej kamienicy też mieszkają koty i przymierają głodem. A potem okazało się, że i w tamtej, i w jeszcze następnej kamienicy też. I za chwilę już karmiła całe kocie Stare Miasto.
Ludzie się dowiedzieli, że przy Piwnej 7 mieszka taka wrażliwa osoba, wtedy zaczęło się na dobre. Coraz częściej dzwonił domofon, a kiedy otwierała drzwi, okazywało się, że to podrzucony w kartonowym pudełku kot albo przywiązany do klamki pies.
Po reportażu w piśmie „Zwierciadło” zaczęła znajdować psy uwiązane do ławki przed swoim domem. Jak długo mogła udawać, że nie widzi, nie wychodzić z domu, nie wyglądać przez okno? Albo przechodząc odwracać głowę od głodnego, trzęsącego się z zimna wyrzutu sumienia? Nigdy nie udało się jej przejść obojętnie koło psa. Bo jak? Skoro pomogło się piętnastu, to dlaczego, z jakiej racji akurat szesnastego zostawić na pastwę losu. Gdzie postawić granicę własnej wrażliwości, nawet gdy ma się świadomość, że ta wrażliwość może człowieka stratować i zniszczyć. Gdy w pracowni na Starówce oprócz niej mieszkało 86 kotów i 22 psy, sprawdziła się stara marksistowska zasada – ilość przeszła w jakość. Sąsiedzi nie wytrzymali. Alicja, siostra bliźniaczka, kupiła jej wtedy 8 hektarów pod Rawą Mazowiecką.
Siostry Wahl znała cała Warszawa.
Modne plastyczki – piękne, malownicze i cyganeryjne – królowały na salonach. Kochało się w nich pół miasta. Miały wszystko: sławę, pieniądze, wille, samochody, całkiem niesocjalistyczny luksus. Bożena nagle rzuciła to wszystko, odwróciła się od świata, jak idąca do klasztoru zakonnica. Bez żalu. Już wtedy nie myślała o tym, co zostawia, tylko żeby ratować swoje zwierzęta.
Zresztą na początku to był raj. Wiosna, zielono, powietrze, przestrzeń – raj dla niej i dla jej zwierząt. Wystarczyły dwa miesiące, żeby raj zmienił się w piekło. Ludzie się o niej dowiedzieli. Myśleli: co komu za różnica, czy ma 22 czy 24 psy, albo 36, albo 54. Samochody zwalniały przy jej posesji, otwierały się drzwi i na drodze lądował pies. Albo w nocy ktoś przerzucał je przez siatkę. I ciągłe telefony: pies potrącony przez samochód zdycha przy drodze, pies przywiązany do drzewa w lesie, pies biega jak oszalały po polach, bo ktoś go wyrzucił. A ona myślała: jak się pomogło stu sześćdziesięciu, to co ten kolejny winien, że jest sto sześćdziesiąty pierwszy. Aż zrobiło się z tego 450 psów i 120 kotów. Każdego zna po imieniu, pamięta każdą historię. 570 historii ludzkiej podłości i okrucieństwa.
Psy zaczynają szczekać o godz. 5.30 rano. Wszystkie. Także tych 40, które mieszkają w jej pokoju; najmniejsze, najstarsze albo chore. Każdy chce być jak najbliżej, więc śpią z nią w łóżku w dwóch warstwach. O godz. 6 zabiera całą watahę na spacer. Całe szczęście, że bank dał pieniądze na ogrodzenie całego terenu, bo i stąd już ludzie chcieli ją wyrzucić. Potem przyjeżdżają pracownicy. Kiedyś było ich ośmioro, ale z powodu kłopotów finansowych musiała połowę zwolnić, a tym, którzy zostali, i tak płaci pensje najniższe z możliwych. Sprzątają podłogi po tym, co psy narobiły w nocy. W końcu to przecież dom. Potem sprawdza się drugi dom – bo jest już i drugi – w którym mieszka 150 psów pilnowanych przez wolontariuszkę. Zaczyna się pierwsze karmienie – kurze łapki, bo najtańsze, 3 gr za kilogram, trochę kości, które daje zaprzyjaźniona masarnia, a dla małych i chorych, które nie poradzą sobie z kośćmi, stary chleb (za darmo z zaprzyjaźnionej piekarni) wymieszany z puszkami, które trzeba strasznie oszczędzać, bo Masterfood ofiarowuje je tylko raz do roku. Kasza wykluczona; po pierwsze za droga, po drugie trzeba ją gotować, a skąd brać na węgiel. Codziennie od 12 lat Bożena Wahl żyje z myślą, że jutro nie będzie co jeść. Codziennie przelicza psy na tony kurzych łapek (tona wystarcza na dwa dni), a kurze łapki na impulsy telefoniczne, kiedy siada przy telefonie, żeby prosić, błagać o jakąkolwiek pomoc.
O godz. 10 staje przy sztalugach.
Latem chce zorganizować aukcję swoich obrazów, żeby zarobić na schronisko. W pracowni, gdzie maluje, jest około 80 psów. To właściwie jedyny czas w ciągu dnia, kiedy leżą spokojnie i patrzą. Po trzech godzinach dochodzą do wniosku, że wystarczy i szczekaniem kończą sesję. To pora na drugi spacer. Potem drugie karmienie i drugie sprzątanie. Sprawdzanie, które koce trzeba uprać (ręcznie, bo pralka jest na prąd).
Kiedy zaczynała, przyjaciele mówili:
- Bożenko, kochamy cię, jesteś wspaniałym człowiekiem, robisz świetną robotę. Potem powoli odwracali się. Nie pomaga już siostra bliźniaczka. Zaprzyjaźniony prezes banku, który wiele zrobił dla schroniska, nie jest już prezesem i nawet nie odbiera telefonu. Wpływy na konto fundacji są minimalne. Nikt nie chce już nawet po prostu z nią pogadać, nikt nie chce słuchać o kończącym się węglu, pękniętych rurach, o dramacie kilkuset zwierząt, które za chwilę nie będą miały co jeść. Ona nawet to rozumie, każdy ma własne problemy, własne życie, a w końcu miłość do zwierząt powinna mieć jakąś granicę. Tylko gdzie ją wyznaczyć: przy 5, 15 czy może 25 psach. To myślenie ją osaczyło, nie potrafi się przed nim obronić. Miłość, która się jej przytrafiła, jest jak choroba; choroba serca.
Wieczorem od samotności ratuje ją telewizja, dramaty z kraju i ze świata pozwalają nabrać dystansu do własnego dramatu. Bo w końcu nie jest tak źle, zwierzęta jeszcze mają co jeść, mieszkają w cieple, są kochane. Zasypiając liczy pieniądze, planuje wydatki na następny dzień i marzy, żeby jak najszybciej uciec w sen, w inny świat, w którym nie dzwoni telefon z informacją o psie zdychającym przy drodze; uciec nie od psów, ale od psiego nieszczęścia.
Schronisko już kilka razy znalazło się na krawędzi. Wtedy, w najgorszych chwilach życia, Bożena Wahl modliła się do planety zwierząt i zdarzał się cud (– Nie, nie zwariowałam jeszcze – uprzedza. – Liczenie pieniędzy trzyma mnie zbyt nisko przy ziemi, żebym mogła zwariować).
Ostatni cud zdarzył się w ubiegłym roku.
Jeden z pracowników odebrał telefon i powiedział, że dzwoni Antczak. Jaki Antczak? – pomyślała. – W poprzednim życiu znała reżysera Antczaka, ale skąd on nagle tutaj? Okazało się, że był to naprawdę reżyser Jerzy Antczak, który przyjechał realizować film o Chopinie, a następny ma zamiar nakręcić o życiu, o jej życiu. Dostała część honorarium i wsparcie od banku, który finansował film. W dodatku kierownik produkcji kupił kilka jej obrazów. To wystarczyło, żeby przetrwać zimę. Pieniądze właśnie się skończyły. Na koncie fundacji zostało tysiąc złotych. Czas na kolejny cud, żeby przeżyć do lata, kiedy znów zacznie sprzedawać swoje obrazy.
Z okna widać dom stojący na sąsiedniej parceli. Duży, porządny, z czerwonej cegły. Ten dom wybudowała jej siostra (w czasach, kiedy jeszcze pomagała), żeby żyła jak człowiek. Dom jest niewykończony, bo pieniądze na to przeznaczone poszły na schronisko. Czasem myśli, że mogłaby uśpić część psów. Zostawić sobie 80, no powiedzmy 100. Sprzedać teren schroniska, wykończyć nowy dom i wprowadzić się tam. Ale jak uśpić? Pójść do psów i powiedzieć: ty na lewo, ty na prawo; ty żyjesz, ty umierasz. Nawet siostra bliźniaczka, która już od dawna jej nie rozumie, ma całkowitą pewność, że od czegoś takiego Bożena by zwariowała.
Nie usypia psów.
Chyba że same umierają i cierpią, wtedy pomaga zastrzykiem. Ma kłopot nawet z tym, żeby je oddawać. Kiedyś trafił do jej schroniska duży kundel. Nazwała go Popiełuszko, bo to rodzina księdza zadzwoniła do niej zawiadomić, że w jakiejś norze zdycha pies. Udało się go uratować, ale adaptował się trudno, więc kiedy podjechało srebrne Volvo, z którego wysiadło kulturalne małżeństwo i powiedziało, że chce się zaopiekować najbiedniejszym psem ze schroniska, oddała właśnie jego. Nie minął rok, srebrne Volvo zjawiło się znowu. Otworzyły się drzwi, przez które wyleciał Popiełuszko. Okazało się, że ugryzł pana w rękę i nie ma mowy, żeby go dalej trzymali. Wrócił do sfory, ale już inny, czysty, pachnący obco. Podczas spaceru psy rzuciły się na niego i byłyby go zagryzły, gdyby nie nakryła go własnym ciałem. Trudny proces adaptacji trzeba było zaczynać od nowa.
Każdy pies w schronisku to zwierzę po przejściach, z zapisaną w pamięci traumą. Nie ufają już ludziom, ufają Bożenie. A ona czuje, że ich miłość i wdzięczność jest czymś nieporównywalnym z tym, co może dać człowiek.
– Z żadnym z moich trzech mężów nie byłam tak szczęśliwa jak teraz. Ja wtedy nie lubiłam życia – mówi. – Dziś, mimo że codziennie od nowa przeżywam ten sam dramat, mam poczucie spełnienia, wyzwolenia. Zwierzęta dają mi siłę i energię. Zasypiam z nimi i rano wstaję gotowa do dalszej męki.
Mogłaby żyć inaczej. Nie upokarzać się ciągłym żebraniem o pieniądze. Wrócić do pracowni na Starówce, zjeść coś dobrego, coś innego niż chleb z margaryną, kartofle i zupa na kościach, tych samych co dla psów. Mogłaby kupić sobie coś ładnego do ubrania, nie chodzić tylko w ciuchach, które dadzą ludzie. Ma w końcu niezłą emeryturę, którą mogłaby wydać na coś innego niż tony kurzych łapek. Wyjechać, powiedzieć: przepraszam, ja też mam prawo do życia. Ale nie umie. Właściwie nie żałuje, że pięćdziesiąt lat temu w pewien słoneczny dzień spotkała siebie, idącą z naprzeciwka ulicą Foksal w otoczeniu sfory psów. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hera
Bordomaniak z sercem
Dołączył: 11 Cze 2005
Posty: 2914
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Wto 17:55, 22 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
Niestety jest to smutna historia kobiety która się poświęciła dla zwierząt i która się w tym pogubiła .
Jest to soba publiczna . Może bardziej medialnie nagłosnić jej sytuację finansową . Schować dumę i ambicję do " Kieszeni " .
Psów i kotów ma coraz wiecej , ale nichęc do oddawania do adopcji też ma .
I koło sie zamyka .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LejDusia
Administrator
Dołączył: 01 Cze 2005
Posty: 1701
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Sob 23:02, 26 Lis 2005 Temat postu: |
|
|
Suncia podobno bardzo zle przezywa pobyt w schronisku, jest smutna. Czy mysliscie, ze p.Wahl zgodzilaby sie na tymczasowe umieszczenie suni w hotelu lub u osoby, ktora zdecydowalby sie ja przetrzymac w domowych warunkach do czasu znalezienia jej nowego domu?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|